czwartek, 22 maja 2014

▹ #008 Rozdział 7

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM.

Niedziela jest jednym z niewielu dni, które możemy spędzić razem, ale dziś nie wychodzę z pokoju nawet na śniadanie. Czuję się okropnie, bo wiem, że tacie bardzo zależy na tym, by spędzić z nami choć trochę czasu, ale nie chcę, żeby udzielił mu się mój podły nastrój, więc zamykam się w pokoju i po prostu myślę, siedząc na parapecie i gapiąc się na oddalony o parę metrów dom Nialla. To denerwujące, że kiedy jestem przygnębiona dodatkowo pogrążam się w swoich problemach, ale taka już jestem i nic na to nie poradzę.
Krótko po jego wczorajszym wtargnięciu do naszego domu uświadomiłam sobie, że wraz z nim zniknęły moje klucze i chyba nie mogłabym być już bardziej zestresowana. Niall ma wolny dostęp do naszego mieszkania i może się tutaj wkraść (sprytnie nie zostawiając za sobą żadnych śladów) kiedy tylko zechce, nie patrząc na to czy w środku ktoś jest, czy nie. Dzisiejszej nocy nie zmrużyłam oka w obawie, że napadnie nas wszystkich we śnie i teraz wyglądam tak okropnie jak... zazwyczaj. Cóż, nie ma co ukrywać, że parę ostatnich dni było dla mnie naprawdę stresujących, a jako reprezentantka ludzi zadręczających się kłopotami nie mogłam się skupić na niczym innym, niż swoje problemy.
Upijam łyk herbaty bacznie obserwując otoczenie za oknem i tylko szukając okazji, aby wcielić swój plan w życie, ale Niall, jakby na przekór nawet na chwilę nie wychodzi ze swojego domu. Ciche pukanie do drzwi na chwilę odwraca moją uwagę.
- Jedziemy do Leigh, zabierasz się z nami? - Słyszę niepewny głos mojego taty i moje serce po raz setny w ciągu kilku dni zaciska się z poczucia winy.
Wizyta u młodszej i upierdliwej siostry taty, która za nic w świecie nie umie zrozumieć słowa: „Prywatność” to ostatnie na co mam teraz ochotę. Podnoszę się i otwieram drzwi tylko po to, żeby po raz kolejny zawieść tatę:
- Dzisiaj chyba sobie odpuszczę, źle się czuję. - Kłamię, kładąc dłoń na brzuchu i przybierając jak najbardziej przekonującą minę cierpiącej, dojrzewającej dziewczyny.
Czuję się jeszcze gorzej, kiedy ojciec w wyrazie zmieszania spuszcza wzrok i kiwa głową, jakby nie chciał robić nic, co mogłoby mnie rozdrażnić. Chcę mu powiedzieć, że podczas okresu nie wszystkie dziewczyny zachowują się jak nieczułe suki, ale równocześnie pragnę mu oszczędzić dodatkowych tortur, więc mocno gryzę się w język.
- Wrócimy o tej, co zawsze. - Mówi cicho i odwraca się, kiedy zniecierpliwiona zerkam w stronę okna.
- Bawcie się dobrze! - Wołam za nim, próbując choć trochę zagłuszyć wyrzuty sumienia.
Zamykam drzwi i podchodzę do biurka, skąd zgarniam Ipoda. Wciskam do uszu słuchawki, włączam playlistę i siadam na parapecie kontynuując misję tajnego detektywa. Jedyną rzeczą, która ruchem przykuwa wzrok jest nasz samochód, który po chwili również znika z oddali i wszystko znowu zamiera. Po około dwóch godzinach zdaję sobie sprawę, że jedyne co zyskałam z tej idiotycznej zabawy to zdrętwiały tyłek i nieprzyjemne mrowienie w stopach, ale kiedy mam zamiar to zakończyć przychodzi upragnione zbawienie. Niall wychodzi z domu ubrany w luźne, krótkie spodenki i jasny T-shirt, a ja zeskakuje z parapetu, odkładając ipoda na półkę i puszczam się biegiem po schodach. Jako największa idiotka na całej planecie dla dobra sprawy rezygnuję z zakluczenia drzwi i tak się spieszę, że z trudem utrzymuję równowagę. Staję na palcach, żeby dostrzec cokolwiek przez olbrzymi żywopłot okalający nasz dom i z przerażeniem stwierdzam, że Niall całkiem zniknął za zakrętem. Staram się przyspieszyć, przeklinając w myślach krótkie nogi, a kiedy widzę z oddali sylwetkę Nialla utrzymuję bezpieczną odległość.
Kiedy idziemy drogą nie jestem szczególnie zdenerwowana, bo gdyby mnie zauważył łatwo mogłabym się wytłumaczyć, ale kiedy wkraczamy do dzikiego rezerwatu moje zdenerwowanie sięga zenitu, bo tylko idiota nie skapnąłby się, że go śledzę. Niallowi można zarzucić wiele rzeczy; jest irytujący, arogancki, wkurzający ale na pewno nie głupi ani ślepy.
Nasze miasteczko jest bardzo małe i każdy z mieszkańców zna niewielki lasek w którym właśnie jestem, ale żaden trzeźwo myślący człowiek, który nie chce narażać się na niebezpieczeństwo tutaj nie przychodzi. To miejsce spotkań największych dilerów narkotykowych z okolicy i dresiarzy poszukujących „ekskluzywnego” towaru. Zabawne, że nawet policja omija ten teren szerokim łukiem, jakby działo się tu coś ponad ich siły, a jeszcze śmieszniejsze jest to, że oficjalnie teren jest chroniony. Pewnie sądzicie, że jestem idiotką całkowicie pozbawioną umiejętności logicznego myślenia i macie do tego całkowite prawo – W tej chwili sama się za nią uważam, a jednak mimo tego, iż wiem, że źle robię nie potrafię się zmusić do odwrotu.
Dyszę jak napalona prostytutka, choć próbuję kontrolować każdy oddech, by wydawać jak najmniej dźwięków. Po kilkunastu, niezwykle długich minutach Niall wreszcie się zatrzymuje i wyciąga z kieszeni telefon, podczas gdy ja ukrywam się za pniem drzewa. Chociaż z tej odległości widzę wszystko doskonale, to słyszę tylko stłumione mamrotanie, więc przysuwam się jeszcze bliżej, modląc się, żeby nie nadepnąć na żadną suchą gałązkę. Dziś jest jeden z niewielu dni, w których jestem szczerze zadowolona ze swojego niskiego wzrostu, bo dzięki mojej drobnej posturze trudno mnie dostrzec pośród masywnych drzew. Pod palcami czuję szorstką korę, której wgłębienia wbijają mi się w dłoń, utwardzając w przekonaniu, że to wszystko dzieję się naprawdę. W tej chwili sama nie rozumiem co sobie myślałam kilkanaście minut temu, kiedy wybiegłam z domu, żeby go śledzić. Chyba jestem wariatką, która nie kontroluje własnych decyzji, ale ciekawość jest zbyt silna, żebym tak po prostu się poddała. Na parę sekund wstrzymuję oddech, kiedy widzę Aarona, idącego wydeptaną przez duże stopy dresiarzy ścieżką po mojej lewej stronie. Widocznie spięty kiwa na powitanie głową w stronę Nialla, a ten odpowiada tym samym gestem jeszcze bardziej sztywno. Czy zaraz wymienią się towarem i tak po prostu odejdą, każdy w swoją stronę? To byłoby naprawdę dziwne, bo w szkole wyglądają na najlepszych kumpli.
- Nastraszyłeś ją? - Marszczę brwi zdezorientowana pytaniem Aarona, ale Niall wygląda jakby tego się właśnie spodziewał.
Wkłada ręce do kieszeni spodni, przez chwilę przypominając bezbronnego dzieciaka sprzed lat, a ja przypominam sobie dlaczego tu jestem.
- Wyglądała, jakby miała się posrać, żałuj, że tego nie widziałeś frajerze. - Parska cicho, a ja czuję, że szczypią mnie policzki, kiedy uświadamiam sobie, że mówi o mnie.
Czy naprawdę wyglądałam wtedy na aż tak przerażoną?
Niall wyciąga z kieszeni paczkę papierosów i podsuwa Aaronowi pod nos, podczas gdy ten ze zniecierpliwieniem zerka na zegarek. Obserwowałam ich zachowanie wiele razy, ale teraz to wszystko wydaję mi się absurdalne.
- James mówił się spóźni. - Mruczy blondyn i podkłada zapalniczkę pod sam koniec papierosa, a potem zaciąga się nim i przez chwilę trzyma rakotwórczy dym w płucach.
- Nie musiał się fatygować, domyśliłem się. - Burczy Aaron, ale wygląda na zadowolonego faktem, że może przez chwilę pobyć z Niallem sam na sam. - Dla skurwysyna to norma.
Przez chwilę w ciszy się w siebie wpatrują, a potem niespodziewanie wybuchają dzikim rechotem, jakby przypomniało im się coś niezwykle zabawnego. Naprawdę zastanawiam się czy już coś brali.
- Wpadniesz dzisiaj do Maxa? - Aaron z trudem się opanowuje i odgarnia z czoła ciemne kosmyki włosów, a jego oczy wciąż figlarnie świecą.
- Dzisiaj mam plany, ale jutro będę, musimy ustalić co dalej robimy z tym gównem. - Uśmiech zamiera na ustach Nialla i już ani trochę nie wygląda na rozbawionego, przeciwnie, rzadko widuję go tak poważnego. - Nie powinni jej w to wplątywać.
- Nie rozumiem co Cię to obchodzi. - Aaron z obojętnością wzrusza ramionami, a ja mam ochotę zasadzić mu mocnego kopa w dupę, egoistycznie prychając prosto w jego twarz:„Tak Niall masz całkowitą racje; Oczywiście, że nie powinni j e j w to wplątywać.”
Nie rozumiem ogromnego uczucia, które wypełnia oczy Aarona, kiedy patrzy na swojego przyjaciela; Przypomina mi to połączenie zazdrości z zauroczeniem i kompletnie nie pasuje do tej sytuacji, a obawy, że straci go przeze mnie są absurdalne, bo przecież nawet ze sobą nie rozmawiamy, ani nawet się nie widujemy (Pomijając fakt, że właśnie go obserwuję).
Poruszam się niespokojnie, kiedy czuję mrowienie w nodze i przeklinam w duchu, słysząc szelest liści pod swoimi stopami. Przywieram plecami do drzewa modląc się, żeby nie usłyszeli hałasu, a kiedy słyszę, że rozmawiają jakby nigdy nic z ulgą wypuszczam powietrze z płuc, nawet nie zdając sobie sprawy, że wstrzymałam oddech. Wychylam się i znowu dyskretnie na nich zerkam. Z oddali widzę nadchodzącego mężczyznę, który był razem z nimi tej nocy, kiedy zamordowali człowieka i drżę mimowolnie przypominając sobie szczegóły. Jak się domyślam, to właśnie James. Witają się, ale po napiętej postawie niedawno przybyłego faceta wyczuwam, że stało się coś złego, więc nadstawiam uszu, jak wyszkolony Doberman. Nie musicie nic mówić – Wiem, że jestem wścibska, ale nic na to nie poradzę, bo przyszłam tutaj, żeby dowiedzieć się czegoś więcej.
- Mamy problem, Jackson wrócił.
Zamieram w bezruchu, słysząc imię zabójcy mojej matki. Wiem, że to niedorzeczne - Miliony ludzi nazywa się tak samo, a morderca najbliższej mi kobiety siedzi za kratami, najpilniej strzeżonego więzienia w Anglii, ale kiedy słyszę słowa Jamesa mój umysł momentalnie podsuwa mi obrazy uciekającego szaleńca.
***

Tak więc postanowiłam, że zostanę na blogerze i będę publikować równocześnie na dwóch portalach (Link do Wattpada [Klik]) wiem, że wiele z Was nie ma tam konta i nie wie jak się tam odnaleźć dlatego hm... Proszę tylko, żebyście skomentowali te trzy rozdziały jeśli Wam się spodobały.
Wpisz się tutaj jeśli chcesz być informowany.

2 komentarze:

  1. Czytalam już na wattapadzie, ale są super! Ciekawa jestem kim jest facet z kawiarni;)

    OdpowiedzUsuń
  2. podzielam zdanie mojej poprzedniczki rozdział jak zawsze genialny i kim jest ten tajemniczy chłopak z kawiarni ? @Ananasek11

    OdpowiedzUsuń