czwartek, 22 maja 2014

▹ #007 Rozdział 6

Leżę na łóżku, bezmyślnie gapiąc się w sufit i powoli uświadamiając sobie, że niepotrzebnie zwlekam z pójściem na policje. Ilekroć zamykam oczy, pod powiekami pojawia się widok Nialla, trzymającego w ręce pistolet. Poczucie winy łapie mnie za serce, bo wiem co musi czuć teraz rodzina człowieka, który wczoraj zginął. Wiem jak to jest stracić kogoś bliskiego i jestem świadoma tego, że przyjaciele ofiary nawet po wielu latach nie zaznają spokoju, jeśli zabójca nie zostanie złapany. A ja znam chłopaka, który to zrobił. Mogłabym pomóc, mogłabym ułatwić policji zadanie, a tymczasem wciąż bezczynnie siedzę w swoim pokoju.
Problem tkwi w tym, że nie mogę nic poradzić na to, iż myśląc o Niallu mam przed oczami obraz nieśmiałego dziecka, które po prostu potrzebuje pomocy. Takiego go zapamiętałam i takiego go teraz widzę, choć już w ogóle nie przypomina tego bezbronnego chłopca sprzed lat. Ze łzami w oczach sięgam po Ipoda, leżącego na półce i nastawiam na cały głos moją ulubioną piosenkę. Wciskam do uszu słuchawki, a kiedy słyszę kojącą melodię „Sweater Weather” zespołu The Neighbourhood nieznacznie się rozluźniam. Zamykam oczy i po prostu leżę, wsłuchując się w spokojne nuty. To zawsze pozwala mi na racjonalne podejmowanie decyzji. Nie powinnam kierować się pochopnie swoimi uczuciami, a myśleć o tych biednych ludziach, którzy byli związani z tamtym człowiekiem i najprawdopodobniej właśnie teraz płaczą w swoich domach po utracie bliskiej osoby. Coś przewraca mi się w żołądku, ale postanawiam poczekać kilka godzin i głębiej zastanowić się co powinnam robić dalej. Jedna myśl uparcie tkwi mi w głowie: Ktoś musiał zastraszać Nialla, by posunął się do czegoś takiego. Nie wierzę, że dorastając zmienił się w takiego potwora. Namawiano go do robienia okropnych rzeczy, dlatego stał się taki nieczuły, a skoro wiem, jaki jest naprawdę, może uda mi się mu pomóc.
Jutro na całe szczęście jest sobota, a co za tym idzie mam wolne od szkoły i od pracy. Nie wiem czy to dobrze, bo będę miała więcej czasu na rozpamiętywanie tego co się stało, ale przynajmniej nikt nie będzie musiał oglądać mnie w tak okropnym stanie.
***
Czy budząc się rano macie czasem przeczucie, że dzień, który właśnie się zaczyna będzie fatalny? Dzisiaj dopada mnie takie wrażenie i mam ochotę stać się śpiącą królewną, która nie musi wychodzić z łóżka przez następne sto lat. Z jękiem zagrzebuję się głębiej w kołdrze i zaciskam powieki, próbując przywołać ulotne uczucie snu. Nic z tego. Wzdychając powoli uchylam powieki i siadam na łóżku. Spędzam naprawdę długą chwilę na bezmyślnym gapieniu się w odległy punkt na ścianie. Kiedy otrząsam się z sennego otępienia podchodzę do szafy, by zabrać z niej ciuchy i kieruję się do łazienki.
Kilkanaście minut później zbiegam na dół i samotnie zjadam przy stole śniadanie. Tata, jak zawsze jest w pracy, a Will na treningu piłki nożnej, więc do wieczora będę w domu sama. Jak na zaprzeczenie u moich stóp pojawia się Hitler i z uspokajającym mruczeniem ociera się o moje nogi. To ja przywlokłam do domu tego kota, ale na swoją obronę powiem, że to mój brat nadał mu takie imie. Hitler jest białym dachowcem o idealnie prostych, czarnych wąsikach, które od razu skojarzyły się Willowi z niemieckim nazistą. Ponadto ma brutalny charakter i nigdy nie lituje się nad swoimi ofiarami, które bestialsko zostawia nam na wycieraczce. Uśmiecham się do niego i zrzucam mu wielki kawałek szynki, którą pożera za jednym razem.
Głaskając kota słyszę dzwonek do drzwi i podskakuje przerażona, a zaraz potem śmieję się histerycznie z własnej paranoi. To może być listonosz, albo Pani Fluther – Lekko zwariowana staruszka, która miewa paranoiczne lęki i często przychodzi do nas w poszukiwaniu pocieszenia. Parskam gorzko – ostatnio jesteśmy do siebie bardzo podobne.
Podnoszę się i z kanapką w ręce ruszam w kierunku wejścia, omal nie potykając się o porozrzucane trampki mojego brata.
- Chwila! - Wołam i rzucam się w stronę półki gdzie leżą moje klucze.
Po kilku próbach udaje mi się jedną ręką włożyć i przekręcić klucz, ale kiedy otwieram drzwi z przerażeniem stwierdzam, że nie stoi przed nimi szalona sąsiadka.
Niall rzuca okiem na niedojedzoną kanapkę, którą trzymam w drżącej dłoni i wygina usta w półuśmiechu. Prędko próbuję zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale zwinnie wkłada stopę w otwór i blokuje mi jedyną drogę ratunku.
- Gdzie się podziały twoje maniery? - Pyta sucho. - Nie zaprosisz mnie do środka?
Desperacko napieram na drzwi, próbując zmiażdżyć mu stopę, albo wywołać jakikolwiek ból, ale on nic sobie z tego nie robi.
Cholera.
Kanapka wypada mi z ręki, a on korzystając z chwili nieuwagi jednym silnym ruchem otwiera drzwi, wchodzi do środka i z powrotem je zamyka. Przekręca klucz, jednocześnie więżąc mnie we własnym domu i z satysfakcją wyciąga go z zamka.
- Musimy omówić kilka spraw. - Cofam się w głąb domu, chcąc znaleźć się jak najdalej od niego, ale blondyn podąża za mną krok w krok.
- J-jakich spraw? - Choć tak naprawdę jestem zdezorientowana, próbuję przybrać zaciekawioną minę, jednocześnie starając się nie wyglądać komicznie.
Niall odsuwa krzesło od stołu i leniwie siada na nim okrakiem, a ja wciąż się cofam, dopóki moje plecy nie napotykają ściany kuchni. Jestem przerażona, bo nie wiem co chcę osiągnąć napadając mnie w moim własnym domu.
- Naprawdę myślisz, że jestem zdesperowanym dupkiem, który musi zmuszać laski do pieprzenia się? - Pyta szorstko, a kiedy widzi jak sztywnieje zszokowana jego słowami unosi kącik ust w rozbawieniu. - Po kilku dniach spędzonych w moim towarzystwie sama błagałabyś mnie, żebym Cię przeleciał.
"Naprawdę sądzisz, że jestem rozgoryczoną zdzirą, która sypia z mordercami?" - Z trudem hamuję się, żeby mu nie odszczekać.
Przez chwilę mierzy mnie ironicznym wzrokiem, a ja staram się powstrzymać rumieniec, kiedy zdaję sobie sprawę z tego, że mam na sobie zbyt krótkie shorty i prześwitującą bluzkę. Wydaje się być szczerze ubawiony moją reakcją, bo drga mu mięsień na policzku, ale jak zwykle nie pozwala sobie na pełny uśmiech. Mam ochotę kopnąć go w jaja i z pewnością bym to zrobiła, gdyby dzieliła nas mniejsza odległość (i gdybym miała w sobie trochę więcej odwagi).
Tamtego wieczoru sam odstawił mnie do domu, chociaż mógł zawlec mnie z powrotem do swoich kolegów, więc nie rozumiem czemu znowu tutaj przyszedł. Zmieszana krzyżuję ręce na piersi, przyjmując obronną postawę.
- Chłopaki martwią się, że odstawisz szopkę przed policją. - Wyjaśnia krótko, krztusząc się ostatnim słowem, jakby parzyło mu przełyk.
- Szopkę? - Pytam skonsternowana, przekrzywiając głowę. Z szybko bijącym sercem zastanawiam o jakich chłopakach mówił. Tych, z którymi współpracuje?
- Mogłabyś nas oskarżyć o coś czego nie zrobiliśmy. - Wzrusza ramionami, jakby od niechcenia, a ja po raz pierwszy od wielu lat przeklinam w myślach. Patrzę na niego z niedowierzaniem i z trudem wstrzymuje gorzki śmiech. - Na przykład o morderstwo.
Mam ochotę zapytać go czy żartuje, ale powstrzymuje mnie coś groźnego w jego oczach. Niepewny uśmiech powoli znika mi z twarzy, a zastępuję go niedowierzający grymas. Odpycham się od ściany i siadam na krześle naprzeciwko niego, chcąc wyjść na taką, co nie da się zastraszyć, ale chyba nie bardzo mi to wychodzi. Niall kpiąco unosi brwi, kiedy widzi moje drżące dłonie, a ja chcąc ukryć objawy przerażenia szybko wciskam je pod uda.
- Wiem co widziałam. - Mówię głośno, wysuwając wyzywająco podbródek do przodu. - I po południu zamierzam opowiedzieć o tym wszystkim policji.
Jego oczy ciemnieją, kiedy słyszy moje słowa, ale wcale nie wygląda na przestraszonego.
- Nawet jeśli złapią mnie, Aarona i Jamesa zostanie jeszcze wielu, którzy będą chcieli się zemścić. Jestem pewny, że nie chciałabyś tego przeżyć. - Grozi, a ja mimowolnie drżę.
Czuję, jak krew odpływa mi z twarzy, a serce zaczyna bić jeszcze szybciej, kiedy oczami wyobraźni widzę napakowanych gości z chęcią morderczej zemsty w oczach. Z kim on się zadaje?Nie powinnam się o niego bać, ale nie mogę nic poradzić na to, że się martwię.
- Nie ważne co powiesz i tak to zgłoszę. - Kłamię, mając nadzieję, że zdradzi coś jeszcze; jakąś dodatkową informacje, która mogłaby mnie naprowadzić na jakikolwiek trop.
Drżący głos, chyba mnie zdradza, bo chłopak podnosi się, wiedząc, że skutecznie mnie nastraszył. Wolałabym gdyby otwarcie powiedział, że jeśli pójdę na komisariat stanie mi się coś złego, ale jego tajemniczość dodatkowo mnie przeraziła i nie trudno się domyślić, że to właśnie był jego cel.
 Hitler zeskakuje z kaloryfera i miaucząc podchodzi do Nialla. Blondyn próbuje go strząsnąć z nogi, nie szczędząc przy tym przekleństw, ale kot mocno się trzyma, sprytnie zahaczając pazurkami o jego spodnie. Siłą woli zmuszam się, by podejść bliżej i wziąć dachowca na ręce, bo chcę, żeby chłopak jak najszybciej opuścił nasz dom.
Wyjmuje z kieszeni klucze, a potem otwiera drzwi i wychodzi, posyłając kotu ostatnie nienawistne spojrzenie, a ja wzdycham z ulgą i kładę zwierzę na ziemi.
Zamierzam dowiedzieć się w co się wpakował i pomóc mu wydostać się z tego bagna, choćbym sama miała w nim utonąć.
****
Nie wiem, kiedy kolejny, bo jutro wycieczka do oświęcimia, a to napewno zryje mi psychę i przez kilka dni nie będę w stanie się za nic zabrać. Piszcie co myślicie i gwiazdkujcie jeśli się podoba. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz