czwartek, 22 maja 2014

▹ #006 Rozdział 5

Drżącymi rękami zgarniam notatnik z blatu i zerkam przez salę na tajemniczego faceta. Trudno jest mi zebrać się w sobie, by do niego podejść, bo nie jestem pewna czy chcę wiedzieć jakie były jego zamiary. Cokolwiek usłyszę mój humor popsuje się jeszcze bardziej, ale z drugiej strony muszę odebrać zamówienie, choć wiem, że jak zwykle poprosi o kawę. Odpycham się od lady i ruszam w jego stronę. Z każdym krokiem, który mnie do niego przybliża coraz mocniej zaciskam szczękę. W końcu zatrzymuję się przy jego stoliku i gniewnym gestem wyciągam list z kieszeni fartuszka.
- Co to jest? - Syczę przez zęby. Gdyby wokół nie było tylu ludzi pewnie cisnęłabym mu tym papierem w twarz.
Patrzy na mnie, leniwie się uśmiechając. Mam ochotę walnąć go w twarz, ale nie mogę, bo jakby nie było jest klientem.
- A skąd mam to wiedzieć? - Jego głos wydaje mi się dzisiaj zadziwiająco miękki. - Zazwyczaj szanuję prywatność moich klientów i nie otwieram przesyłek, które każą mi dostarczyć.
To zdecydowanie najdłuższe zdanie jakie kiedykolwiek od niego usłyszałam, ale mój szok wynika zupełnie z innego powodu. Klienci? O czym on mówi? Czy to znaczy, że ktoś kazał mu przekazać mi ten list? Podejrzliwie mrużę oczy, przytłoczona pytaniami. Kto normalny bawiłby się w coś takiego? Albo nie zauważa mojej dezorientacji, albo ją ignoruje, bo wskazuje krótkim ruchem głowy na mój notes:
- Kawa. - Mówi, a ja z trudem powstrzymuję prychnięcie. Musi być idiotą skoro sądzi, że tak łatwo sobie odpuszczę.
Oglądam się przez ramię, upewniając się, że Carl spisuje na zapleczu potrzebny towar. Wiem, że mam mało czasu, bo przy barze zawsze powinien ktoś być, ale nie mogę tak zostawić tej sprawy. Odsuwam krzesło i siadam na nim, a chłopak marszy czoło.
- Nie mógłbyś sobie choć raz odpuścić tych okularów? - Pytam zirytowana.
Nie wiem czemu chowa twarz, ale jestem przekonana, że go nie znam, bo z pewnością rozpoznałabym go chociażby po ustach.
- Mam zasady. - Mruczy cicho, odgarniając z czoła jasne włosy. - Nie pokazuję oczu na pierwszej randce, bo dziewczyny zbyt szybko się we mnie zakochują. Poza tym laski lecą na gangsterów.
Krzywię się zaskoczona, tym jak otwarcie próbuje mnie zbyć. Powinien zauważyć, że nie mam najmniejszej ochoty na żarty.
-Kto Ci kazał mi to dać? - Warczę, ze złością zaciskając palce na notesie.
- Tajemnica zawodowa. - Odpowiada, niecierpliwie stukając palcami o blat. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale ten chłopak denerwuje mnie bardziej, niż Amy.
- Jestem pewna, że nie zawracasz sobie głowy prywatnością. - Gromię go wzrokiem, a on unosi ręce w obronnym geście.
- Jakiś gościu po czterdziestce powiedział, że ma do ciebie sprawę i chce załatwić to prywatnie. Jedno Ci mogę powiedzieć; Nie masz zbyt przystojnych adoratorów. - Wydaje się być szczerze rozbawiony moim zdenerwowaniem.
Wstaje na nogi i szybko rzucam w jego stronę ostatnie pytanie:
-Jak wyglądał?
Podnosi rękę, żeby przeczesać włosy, a na jego usta wypływa kolejny uśmiech.
- Myślisz, że tylko ja się maskuje?
Przez chwilę mam ochotę mu podziękować, ale szybko się reflektuję i odchodzę, potrząsając głową.
Kim jest człowiek, który kazał dostarczyć mi tą wiadomość? Obstawiałam znudzonego życiem nastolatka, a nie dojrzałego faceta. Nie rozumiem czemu dorosły mężczyzna bawi się w takie debilne gry.
Niepokojące myśli przez cały dzień tłuką mi się w głowie, a w skutku zdenerwowania jestem niemiła dla klientów. Nie mogę przestać myśleć o Niallu i facecie, który napisał do mnie wiadomość. Armando – Mój szef i najbardziej upierdliwy Hiszpan świata – przychodzi do kawiarni popołudniu i od razu zauważa moje rozdrażnienie. Potrząsa głową i ruchem ręki zaprasza mnie na zaplecze, a potem woła jedną z pulchnych kucharek, prosząc żeby zajęła się barem.
- Co się z tobą dzieje? - Pyta z wyraźnym akcentem, pocierając skronie w wyrazie zdenerwowania.

Krzywię się nie rozumiejąc czemu zachowuje się tak, jakbym codziennie przychodziła do pracy roztargniona. Przecież to pierwszy raz od dłuższego czasu, kiedy ktoś zdołał wyprowadzić mnie z równowagi.
Choć myślę naprawdę intensywnie nie znajduję nic co mogłoby go zadowolić i po prostu stoję pośrodku jego małego biura jak kołek wmurowany w ziemie. Armando ma dwadzieścia cztery lata i niedawno przejął kawiarnie od swoich rodziców. Nie dziwię się, że chce im pokazać, iż potrafi dobrze wywiązywać się z obowiązków, ale trochę przesadza; Przecież nic takiego nie zrobiłam. Pewność siebie opuszcza mnie w chwili, gdy przypominam sobie, jak przed chwilą na jego oczach robiłam spodek od filiżanki. Och litości! Przecież to nie powód, żeby wzywać mnie na dywanik, mogę przecież oddać pieniądze ze swojej wypłaty.
Podnoszę wzrok, a kiedy dostrzegam surowy wyraz jego twarzy niespodziewanie dopada mnie strach. Gdybym straciła pracę wszystko zawaliłoby się w jednej chwili.
- Przepraszam. - Mamroczę pod nosem, a na moje policzki wypływa rumieniec, gdy zdaję sobie sprawę, że brzmię, jak zrugane dziecko. - To więcej się nie powtórzy.
- Mam nadzieję. - Mówi i przeczesuje ręką czarne włosy. - Może nie wyjaśniłem Ci tego, kiedy Cię zatrudniałem, ale nie toleruję tutaj flirtu z klientami.
Marszczę brwi w dezorientacji. Otwieram usta, żeby zapytać go o czym mówi, ale przypominam sobie to, jak dosiadłam się do stolika faceta w kapturze i od razu je zamykam. To faktycznie mogło wyglądać podejrzanie, ale dla mnie jego oskarżenia są wyssane z palca. Przecież nawet nie wiem jak ten koleś miał na imię; Poza tym gdy wyjaśniałam sprawę z listem skupulatnie upewniłam się, że nikogo nie ma w pobliżu.
- On sam do mnie przyszedł oburzony twoim zachowaniem. - Odpowiada, jakby czytał mi w myślach.
Zszokowana otwieram usta, ale decyduję się je zamknąć, kiedy nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Z pewnością wyglądam teraz, jak przestraszona ryba, która walczy o oddech, ale nic mnie to nie obchodzi. To nie tak, że nie chcę się bronić, ale po prostu nie mogę wydobyć z siebie głosu. Ten facet ma większy tupet, niż myślałam i zdecydowanie za bardzo rozdęte ego.
- To nie tak. - Próbuję ratować sytuacje, ale Hiszpan zbywa mnie krótkim machnięciem ręki.
- Po prostu nie chcę, żeby to się kiedykolwiek powtórzyło. - Wzdycha. - Rozumiem hormony w tobie buzują, ale postaraj się uwodzić chłopaków poza „Bubble”, okej?
Kiwam głową, ale zaraz potem zdaję sobie sprawę, że tylko pogarszam sytuacje, przyznając się do czegoś czego nie zrobiłam. Boże, jakie to upokarzające. Zmuszam się do wyjścia, ale zanim zatrzaskuje drzwi słyszę jego mamrotanie: „No entiendo lo que está pasando..”*¹
Nie rozumiem tych słów, ale jestem pewna, że nie były one pochlebne. Mam ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie. Właśnie zawiodłam człowieka, który jako jeden z nielicznych starał się być dla mnie miły. Możecie uznać, że uwielbiam się nad sobą użalać, ale naprawdę nie rozumiem czemu tyle osób usiłuje zniszczyć mi życie. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek zrobiła komuś coś, za co mógłby mnie nienawidzić (Nie licząc dnia, w którym odrzuciłam Nialla) a teraz wychodzi na to, że ktoś się na mnie uwziął.
Wracając do domu uświadamiam sobie, że od dawna nie miałam tak okropnego humoru.
***

Nie rozumiem co się z nią dzieje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz